Rehabilitacja

Od momentu swojego wypadku, czyli od maja 2000 roku, rehabilitacja związana jest ze mną nierozłącznie. Zastępuje tą część mojego życia, którą wcześniej wypełniał trening. Uraz rdzenia kręgowego, oraz rozległość porażeń jakich doznałem, wymaga systematycznej i specjalistycznej rehabilitacji. Podczas operacji wykonanej po wypadku została założona stabilizacja kręgosłupa szyjnego, dzięki czemu od razu mogłem rozpocząć ćwiczenia. Pragnę podkreślić, że zawsze miałem szczęście do dobrych i kompetentnych fizjoterapeutów.

Usprawnianie rozpocząłem następnego dnia po operacji. Trzeba przyznać, że praca na sali neuroreanimacji do najłatwiejszych nie należy. Na początku rehabilitacja składała się z dwóch elementów: ćwiczeń biernych i masażu. Ćwiczenia bierne wykoniuje się w przypadku, gdy niemożliwe jest samodzielne wykonywanie ćwiczeń przez pacjenta. Ich zadaniem jest niedopuszczenie do powstawania przykurczów mięśni i ograniczeń ruchomości w stawach. Ćwiczenie bierne wpływają na lepsze odżywienie i ukrwienie mięśni, poprawiają więc trofikę organizmu. Stosuje się je głównie w przypadku porażeń. Więcej na temat ćwiczeń biernych można się dowiedzieć klikając na link "metody rehabilitacji".

Jak już wcześniej wspomniałem, początkowy okres rehabilitacji to ćwiczenia bierne i masaże. Przez pierwsze dwa miesiące, które spędziłem w trzech szpitalach, zabiegi te wykonywali fizjoterapeuci pracujący w tych placówkach, praktykanci, oraz przede wszystkim Agnieszka. Mimo bardzo poważnego urazu, dzięki pracy która została wykonana, byłem w całkiem dobrej kondycji. Brakowało mi tylko pionizacji. Warto też wspomnieć, iż w tak wysokich urazach jak mój, bardzo istote są ćwiczenia oddechowe, polegające na wdmuchiwaniu powietrza przez wężyk do napełnionej wodą butelki.

W połowie lipca 2000 r trafiłem do Publicznego Zakładu Rehabilitacji przy ul. Poświęckiej. Na samym początku zostałem spionizowany. Po 2,5 miesiącach nieustannego leżenia, jest to niezwykłe doznanie. Pionizacja ma na celu, przygotowanie pacjenta po długotrwałym przebywaniu w pozycji leżącej, do siadu, chodu, lub stania. Związane jest to ze stopniowym przygotowaniem układu krążenia do pracy w zmienionych warunkach. Skoro już mogłem usiąść na wózku, wyjechałem w końcu na świeże powietrze. Przez prawie 3 miesiące nie miałem takiej możliwości. Dało mi to potężny zastrzyk świeżości i nowych chęci do ciężkiej pracy. W ośrodku przy ul. Poświęckiej przebywałem do końca września. Bardzo miło wspominam ten okres. Panowała tem przyjazna atmosfera, ćwiczyłem z oddaną i ambitną terapeutką, a koło ośrodka znajdował się piękny park, w którym można było się zrelaksować po ćwiczeniach. Przede wszystkim zaś uruchomiłem tam ręce i tułów. Siedziałem na wózku i mogłem zrobić w końcu coś sam (bardzo niewiele, ale jednak coś). To był duży postęp.

29 września 2000 roku (po 150 dniach) wróciłem do domu. To miał być okres odpoczynku i wytchnienia. Niestety, nie był. Złożyło się na to wiele czynników. Nadeszła jesień, pora przemyśleń, okres dołujący nawet zdrowych ludzi. Zacząłem odczuwać nudę i przygnębienie, spowodowane brakiem jakiegoś zajęcia. Ciągle widziałem swoje cztery ściany, na dworze szaro i nieprzyjemnie. W dodatku zacząłem mieć problemy z odleżynami. W dobrej formie fizycznej utrzymywałem się, dzięki ćwiczeniom z Agą i Alkiem - młodym i ambitnym rehabilitantem. Właśnie On pokazał nieznaną mi jeszcze metodę Pnf (więcej w dziale "metody rehabiltacji"). Załuję, iż nie poznałem tej metody w większym zakresie, ale co się odwlecze.. W styczniu 2001 roku rozpocząłem usprawnianie w Ośrodku Rehabilitacji przy ul. Chopina. Zakład ten przypomina ten z ul. Poświęckiej i również bardzo miło wspominam pracujący tam personel. Doświadczyłem tam paru nowych dla mnie zabiegów m.in. krioterapię. Dobrze zapowiadający się okres przerwała w marcu konieczność operacji niegojących się odleżyn. Trafiłem do Szpitala Kolejowego na bardzo długo. Do domu wróćiłem w listopadzie (nie licząc przepustki wakacyjnej). Jeżeli chodzi o rehabilitację był to rok stracony (nie licząc pierwszych dwóch miesięcy).

W listopadzie 2001 roku trafiłem do Zakładu Rehabilitacji Leczniczej po Urazach Kręgosłupa "AKSON". Szkoda że tak późno. Jest to prywatny Zakład, w związku z czym za rehabilitację trzeba płacić, ale z pewnością warto. Fachowa opieka, dobrze wyposażone sale, ciekawa metodyka, to tylko nieliczne zalety tego ośrodka. Ćwiczę tam do dziś i jestem bardzo zadowolony. Ośrodek stosuje program leczenia opracowany w Krajowym Ośrodku Konsultacji Chorób Kręgosłupa przy Polskim Towarzystwie Lekarskim. Szczegóły na temat rehabilitacji i działalności Zakładu Rehabilitacji Leczniczej w Urazach i Chorobach Kręgosłupa "AKSON", znajdziecie na stronie ośrodka: www.aksonaxis.org.pl

Ogromnie ważnym wydarzeniem, a przy okazji bardzo cennym doświadczeniem był dla mnie obóz zorganizowany przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji. Moim zdaniem, każda osoba z urazem rdzenia kręgowego MUSI na taki obóz pojechać. Uczy on samodzielności, samoobsługi, dodaje wiary we własne możliwości. Fundacja Aktywnej Rehabilitacji od 15 lat prowadzi kompleksowy program aktywizacji społecznej i zawodowej osób z trwałymi uszkodzeniami rdzenia kręgowego poruszających się na wózkach inwalidzkich. Jest organizacją pozarządową powstałą z inicjatywy wózkowiczów dla wózkowiczów - a więc doskonale rozumiejącą ich potrzeby i możliwości. Osoba z trwałym uszkodzeniem rdzenia kręgowego nie potrzebuje stałej opieki do końca życia i zwolnienia z jakichkolwiek obowiązków. Potrzebuje umiejętności, które pozwolą jej odzyskać samodzielność, poczucie własnej wartości oraz miejsce w społeczeństwie. Tu właśnie wkracza Fundacja Aktywnej Rehabilitacji. Uczy ludzi z uszkodzeniem rdzenia kręgowego, jak poruszając się na wózku prowadzić normalne życie, realizować marzenia i osiągać cele, do których dążyli przed wypadkiem. O szczegółach działalności Fundacji Aktywnej Rehabilitacji można przeczytać na stronie: www.far.org.pl/

Opisałem najważniejsze zdarzenia dotyczące mojej rehabilitacji. Dzięki pracy jaką włożyłem w swoje usprawnianie, odzyskałem choć cząstkę samodzielności. A proszę pamiętać, że po wypadku nie ruszałem niczym od szyi w dół. Nie będę wymieniał co potrafię sam zrobić, bo moim celem jest dużo większa sprawność, a ja jestem dopiero na pooczątku drogi do odzyskania samodzielności. Chcieć znaczy móc, a ja chcę bardzo!!!